Zosia i szept wiatru
Nad kamienicą przy ulicy Słonecznej pachniało mokrym tynkiem. Zosia, jedenaście lat, weszła na dach z pudełkiem i latawcem. Lubiła tu liczyć kominy i słuchać, jak miasto zasypia. Tego wieczoru wiało równo, jakby ktoś oddychał za rogiem.
Zosia rozwinęła sznur i podniosła latawiec nad głowę. Podmuch uniósł papier, potem nagle przycichł, jakby wstrzymał oddech. Wtedy usłyszała słowa, ciche i wyraźne jak szept. – Słyszysz mnie? – zapytał wiatr, skubiąc klamerki na sznurku z praniem. Zosia przełknęła ślinę i szepnęła bardzo cicho: – Chyba tak... – Poproś – zaszumiał wiatr – a poniosę to, co zechcesz. Spróbowała więc i powiedziała: – Unieś teraz ten liść, proszę. Liść posłusznie zatańczył nad krawędzią komina i zawisł.
Z daleka zapiszczał tramwaj i miasto mrugnęło światłami. Po drugiej stronie ulicy ktoś stał na dachu sklepu. Chłopak w żółtej bluzie machał do kogoś w dole. Nad nim wisiał stary neon, odczepiony na jednym haku. Metal jęczał cicho, jakby bolał go każdy podmuch. – Za chwilę spadnę – wyszeptał neon literami, które tylko wiatr rozumiał. – Nie utrzymam go długo – zawył wiatr do ucha Zosi.
Zosia przyklękła i narysowała kredą małą spiralę na papie. Babcia mówiła, że spirala zawsze ujarzmia wszelkie przeciągi. Zosia stanęła w środku i nabrała powietrza do granic. – Wietrze, posłuchaj mnie teraz – powiedziała, aż anteny zadzwoniły. Neon szarpnął się mocniej i pękła pierwsza śruba. Z dołu dobiegł krzyk, a dachowe drzwi trzasnęły i zatrzasnęły się. Powietrze zgęstniało jak woda, a wiatr warknął: – Zaczynamy?
Author of this ending:
English
polski
What Happens Next?