W Halloween ulica Miedziana mieniła się od świateł i masek. Przez tłum przebijała się Mila, trzymając latarkę i mapę domów. Obok dreptał jej młodszy brat, Tymek, pirat w za dużym płaszczu. Został im już tylko jeden dom na mapie. Był zaznaczony fioletowym flamastrem, bez lamp i muzyki. – Dom Zegarmistrza – szepnęła Mila, sama nie wiedzieć czemu. Mówiono, że tam czas kichał i chodził krzywo. – Cukierek albo psikus? – Tymek zrobił bardzo poważną minę.
Krata na ganku była uchylona, a dynie świeciły na niebiesko. Na skrzyni stała miska z karteczką i czymś błyszczącym. Mila odczytała napis drukowanymi literami: Weź klucz, o ile potrafisz. Na dnie leżał mosiężny klucz w kształcie liścia. Tymek dotknął go ostrożnie, a klucz zadzwonił jak moneta. W oddali zegar miejski uderzył dwanaście, a potem trzynaście. – Nie ma trzynastej! – Tymek spojrzał na siostrę spod kapelusza. Mila poczuła, jak dźwięk łaskocze jej kark i palce.
Za domem znaleźli niską furtkę w żywopłocie z ligustru. Na belce była ta sama gałązka, co na kluczu. Wiatr przesypywał liście jak karty, ale tu było cicho. Mila wsunęła klucz w zamek, a metal był cieplejszy. Ostrożnie spojrzeli przez szczelinę, bo coś tam zamigotało. W tej samej chwili z drugiej strony rozległo się dzwonienie. Klucz poruszył się sam, a zamek kliknął raz i drugi. Mila wstrzymała oddech, gdy furtka zaczęła powoli...