Światło dla Wędrowca
Był to zwykły, codzienny spacer, kiedy Daisy z nienacka i radośnie podbiegła do przypadkowo spotkanych dziewczyn w alejce przy rzece.
Jedna z nich – drobna, z czarnymi włosami, które wiatr układał jak chciał, kucnęła i wyciągnęła rękę do psa.
Dotty, jakby zaprogramowana, od razu zdecydowała: to jest mój człowiek.
On roześmiał się tylko i zapytał:
– Potrzebuję kogoś do dotrzymania jej towarzystwa przez tydzień. Spróbujesz?
Wtedy jeszcze nie wiedział, że to pytanie uruchomi całą lawinę zdarzeń.
Zgodziła się.
Najpierw na tydzień.
Potem na drugi.
Pod jego nieobecność, zajmowała się psem i domem.
Robiła to z taką dokładnością, jakby wzięła pod opiekę nie tylko zwierzę, ale i jego właściciela.
A on – zmęczony, po niełatwym rozstaniu, po cichych nocach w pustym domu – nawet nie wiedział, jak bardzo tego potrzebował.
Pewnego dnia, kiedy wrócił z lotniska, na stole czekała kolacja - trzy godziny jej cięzkiej pracy i skupienia.
Tylko po to, żeby on coś zjadł.
Tylko po to, żeby było mu lżej.
– Dlaczego to robisz? – zapytał w końcu.
Wzruszyła ramionami.
– W Chinach mówi się, że kiedy ktoś jest w trudnym momencie, nie trzeba go naprawiać. Wystarczy, że nie będzie sam.
To zdanie zostało z nim na długo.
Kiedy zaprosił ją na pierwszą ich wspólną wycieczkę, nie musiał długo czekać na odpowiedź.
– Holy Island? – powtórzyła. – Brzmi jak legenda. Jedziemy.
I pojechali.
Na wyspie wiało tak mocno, że nawet mewy wyglądały, jakby żałowały podjętych decyzji. A jednak ona szła obok niego, śmiejąc się, kiedy próbowała okiełznać włosy, kaptur i własną równowagę.
– Ty naprawdę nie marzniesz? – zapytała, kiedy on kolejny raz rozpiął kurtkę.
– Nie. Jestem gruby. – odpowiedział z udawaną powagą.
Zachichotała tak głośno, że echo odbiło się od murów opactwa.
W wichurze przytulała się do niego, bo „tylko trochę zimno”. A kiedy wiatr przybrał na sile, jej dłonie zaczęły szukać jego dłoni. Najpierw niepewnie. Potem – jakby zawsze tam miały być.
Szli tak przez mokrą trawę, mokre kamienie, mokre wszystko... A jednak wyglądało to tak, jakby świat specjalnie postanowił zrobić im prywatną mapę: tu idźcie razem.
Przy murach ruin usiedli blisko siebie. Jej głowa opadła na jego ramię. Jego ręka – już bez wahania – znalazła jej palce.
– Wiesz – powiedziała cicho – myślałam ostatnio dużo o nas. O tym… że dobrze mi z Tobą wędrować.
On tylko słuchał. Nie próbował odpowiadać. Nie próbował wymuszać historii z happy endem.
Wystarczyło, że była...
Author of this ending:
English
polski
What Happens Next?