Klucz z dyni
Na Halloween miasteczko pachniało dymem i pieczonymi jabłkami. Lampiony z dyni mrugały z płotów, a mgła sunęła nisko. Nela, przebrana za lisa, biegła razem z Olkiem astronautą. — Jeszcze dwa domy i wracamy — sapnął Olek z wiaderkiem cukierków. Wtedy Nela znalazła w kieszeni coś twardego. To nie był baton, tylko mały mosiężny klucz. Owinięta wokół niego karteczka miała fioletową plamę. Widniało na niej zdanie: Oddaj na czas. Drzwi czekają przy Starej Poczcie.
Oboje znali to miejsce, bo straszyło w opowieściach starszaków. Stara Poczta stała zamknięta od lat. Plotki mówiły, że dzwoni tam zegar, choć nie ma wskazówek. — Śmieszne — mruknął Olek, ale ściszył głos. — Może ktoś robi żart? Nela ścisnęła klucz w dłoni i ruszyła na rynek. Noc była cicha, tylko liście szurały jak szept. Im bliżej byli, tym słabiej świeciły uliczne lampy.
Przed nimi wyrósł ceglasty gmach z zasłoniętymi oknami. Nad gzymsem siedziała kamienna sowa, a zegar wisiał bez wskazówek. U rampy, przy ziemi, kryły się małe zielone drzwiczki. Miały otwór w kształcie półksiężyca, idealny dla takiego klucza. — Serio to robimy? — spytał Olek, zerkając na mgłę. Nela wsunęła klucz i przekręciła go powoli. Z wnętrza dobiegło ciche tykanie, jakby tam budził się zegar. Latarka zamigotała trzy razy, a sowa jakby poruszyła skrzydłem. Zamek kliknął, a drzwiczki uchyliły się na szerokość palca. Spod progu wysunęła się koperta z wytłoczonym napisem: Nela, TERAZ. Potem ktoś zapukał od środka, raz, drugi, trzeci.
Author of this ending:
English
polski
What Happens Next?