Did You Know?

Klucz od zegara


Klucz od zegara
W Zaciszewie jesień pachniała dymem z ognisk i pieczonymi jabłkami. Uliczki stroiły się w pomarańczowe światła, a w oknach mrugały lampiony z dyń. Na sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej nr 3 trwał wielki kiermasz Halloween: na sznurkach kołysały się papierowe nietoperze, na stolikach piętrzyły się blaszane puszki do strącania, a ktoś z klasy piątej grał na ukulele „Upiora opery”, myląc co drugi akord. Lena poprawiła opaskę z kocimi uszami i odgarnęła z czoła niesforny kosmyk. Miała dwanaście lat i lubiła, gdy plan miał plan. Olek, jej młodszy o dwa lata brat, niósł notatnik pełen rysunków kamieni i guzików znalezionych na chodnikach. Nina, ich przyjaciółka, wystrojona w płaszcz czarodziejki uszyty z granatowej zasłony, miała plecak wypchany latarką, ciastkami i metrówką „na wszelki wypadek”. – Król Dyni musi wygrać – szepnęła Nina i delikatnie postawiła na podium ich wspólną dynię: ogromną, z ciut krzywym uśmiechem i trójkątnymi oczami, które wyglądały, jakby prosiły o dodatkową porcję karmelu. – Przynajmniej ma charakter – mruknął Olek, ale w jego głosie brzmiała duma. Właśnie wtedy lampki pod sufitem zamigotały. Przez sekundę zrobiło się ciemniej, jakby sala nabrała powietrza przed kichnięciem. Gdy światło wróciło, w środku ich dyni, za świeczką, coś mignęło. Lena odsunęła wieczko z pestek i miąższu. Na dnie leżał złożony na czworo liścik i mosiężny klucz na czarnej wstążce. – To nie jest nasze – powiedziała ostrożnie. – Ktoś to tu wsunął. Nina wyjęła kartkę dwoma palcami, żeby nie ubrudzić jej dyniowym sokiem. Na papierze, jak na starym bilecie, widniały drukowane słowa: „Jeśli milknie wszystko, posłuchaj tego, co nie przestaje liczyć. Ślad znajdziesz tam, gdzie pociągi przestały bywać.” Pod spodem ktoś narysował mały zegar, a przy nim krzyżyk. – Dworzec – powiedział Olek bez wahania. – Stary, zamknięty. Zegar nad wejściem stoi od zawsze na siódmej dwanaście. Lena uniosła klucz pod światło. Był ciężki i gładki od dotyku, na główce miał wyryty maleńki liść klonu i dwie litery: D.W. – Dworzec Wąskotorowy – odczytała Nina. – To trzy ulice stąd. Zerkniemy i wracamy na konkurs kostiumów. Mamy dwadzieścia minut. – Powiemy pani Weronice, że idziemy po dodatkowe lampki do mojego domu – zaproponowała Lena, czując drobne ukłucie w brzuchu, które wcale nie było strachem. – I bierzemy latarkę. Pięć minut później sunęli wzdłuż alejki obsypanej liśćmi. Miasto szumiało śmiechem i muzyką, ale im dalej od szkoły, tym bardziej brzmiało to jak oddech. Stacja stała przy końcu ulicy Jakubowej – niewielki budynek z cegły, obrośnięty bluszczem, z daszkiem z pofałdowanej blachy. Nad drzwiami wisiał okrągły zegar. Wskazówki tkwiły, jak zwykle, przy siódmej dwanaście. – Słyszycie? – szepnął Olek. Stało się coś dziwnego: choć ulica była prawie cicha, Lena naprawdę usłyszała tykanie. Bardzo ciche, jak gdyby ktoś liczył w myślach. Raz, dwa, trzy… Potem znów cisza. – Pewnie wiatr porusza blachą – powiedziała szybko, bardziej do siebie niż do reszty. – Sprawdźmy drzwi od strony poczekalni. Dziedziniec był zamknięty, ale płot poddał się bez oporu, gdy przesunęli zardzewiałą furtkę. Zapach wilgotnego drewna dawał się we znaki, a gdzieś na belce poręczy siedział bury kot i mierzył ich żółtymi ślepiami. – Dzień dobry, panie konduktorze – mruknęła Nina i kot, jakby zadowolony z awansu, mrugnął powoli. Z bliska Lena zobaczyła pod zegarem wąskie, drewniane drzwi, jeszcze niższe niż myślała. W desce, tuż obok klamki, błyszczała mosiężna dziurka od klucza. – To chyba… – zaczęła, ale Olek już trzymał klucz. – Mogę? – zapytał, a gdy skinęła, wsunął metal do zamka. Coś w środku zaszurało, jakby obudziło się po bardzo długiej drzemce. Tykanie wróciło, wyraźniejsze. Wskazówki na tarczy zadrżały, leniwy skok, potem drugi. Siódma trzynaście. – To nie jest możliwe – wyszeptała Nina, ściskając latarkę tak mocno, że jej knykcie pobielały. Lena chwyciła chłodną klamkę. Gdy pchnęła drzwi, powietrze w środku było zimniejsze i pachniało kurzem, smarami i czymś… słodkim, jak stara oranżada. W mroku połyskiwały zarysy ławek i metalowe tabliczki z nazwami przystanków. Na podłodze, pośród liści, prowadził w głąb cienki ślad – jakby ktoś przeciągnął po deskach kredę, zostawiając mleczne kreski. Po lewej stronie stał wielki kufer, opasany skórzanymi pasami. Z jego zamka zwieszała się druga, węższa pętla wstążki. Taka sama, jak przy ich kluczu. – Albo ktoś nas wkręca – powiedział Olek drżącym, ale prawie dzielnym głosem – albo… Nie zdążył dokończyć. Zegar nad drzwiami uderzył raz, tak dźwięcznie, że kot na poręczy prychnął i uciekł. W tej samej chwili w głębi poczekalni rozległ się szept. Trzy krótkie sylaby, wyraźne jak oddech tuż nad karkiem: – Chodźcie.


Author of this ending:

Age category: 8-12 years
Publication date:
Times read: 1
Endings: Zero endings? Are you going to let that slide?
Category:
Available in:

Write your own ending and share it with the world.  What Happens Next?

Only logged-in heroes can write their own ending to this tale...

Download Materials

Download coloring pages and other materials for this story.


Share this story

Zero endings? Are you going to let that slide?


Write your own ending and share it with the world.  What Happens Next?

Every ending is a new beginning. Write your own and share it with the world.