Kapsuła z pierścieni Saturna
Lena lubiła ciszę w kokpicie holownika Biedronka. Pierścienie Saturna błyszczały jak rozsypany cukier. Wujek Marek sterował delikatnie, omijając bryły lodu. Dziś mieli złapać stare boje i przewody. Nagle coś stuknęło w burtę: tik, tik, tik. Nie brzmiało jak zwykłe uderzenie lodu. Rytm powtórzył się, równy jak szkolna melodia. „Słyszysz to, wujku?” — spytała Lena. Marek zmrużył oczy i sięgnął po kamerę dziobową. Na obrazie mrugał mały, metalowy punkt, zbyt gładki jak na skałę.
Podlecieli ostrożnie, włączając mikrodysze. Obiekt tkwił w śnieżnym pyle, jak zapomniana latarnia. Wyglądał jak puszka na lunch, ale miał boiskową antenkę. Na boku ktoś wydrapał: „Nie otwieraj w próżni”. „Kto to zgubił przy Saturnie?” — mruknął Marek. „Może ktoś, kto chce ją odzyskać” — odparła Lena. Złapali kapsułę chwytakiem i wsunęli do śluzy. W środku statku lampki przygasły, jakby coś wzięło łyk prądu. Z kapsuły dobiegło ciche bzyczenie, a potem znów rytm: tik, tik, tik.
„Ciśnienie wyrównane” — zameldował komputer. „Otwieramy?” — zapytał Marek, podając Lenie rękawice. Serce dziewczynki waliło, ale ciekawość była większa. Odkręciła pierwszy zacisk, potem drugi, trzeci. Radio zapiszczało i na ekranie mignęły litery: LENA, LENA, LENA. „Żarty?” — wydyszał wujek. Na zewnętrznej kamerze coś przesunęło się po piasku pierścienia. Cień miał kształt czyjejś dłoni. Kapsuła drgnęła, jakby odpowiadała na dotyk. „Teraz” — szepnęła Lena i uniosła pokrywę, a w tym samym momencie alarm wył głośniej niż kiedykolwiek.
Author of this ending:
English
polski
What Happens Next?