Did You Know?

Echo z Czerwonej Mgławicy


Echo z Czerwonej Mgławicy
Na zewnątrz, tuż za grubą szybą kopuły obserwacyjnej, kosmos wyglądał jak rozlane farby. Czerwona mgławica rozpościerała się wzdłuż kadłuba Kolibra jak ogromna, półprzezroczysta chusta, w której ktoś uwięził tysiące iskier. Statek sunął powoli, prawie bezszelestnie, a jednak Lena była pewna, że coś słyszy. – Słyszysz to? – spytała, odrywając czoło od szyby. Olek pokręcił głową. Miał jedenaście lat, zawsze nosił przy sobie notatnik i gumkę, jakby w każdej chwili mógł wymyślić nowe prawo fizyki. – Nic nie słyszę. Tylko… – Zmarszczył brwi. – Czekaj. Coś delikatnie drżało. Najpierw myśleli, że to pompy z hydroponiki. Ale ten dźwięk był inny – miękki, falujący, przypominający melodię, którą babcia nuciła im do snu, gdy jeszcze mieszkali pod kopułą w Krakowie-Księżyc. Kołysanka między planetami. – Bursztyn? – Lena odezwała się do systemu statku. – Co to za odgłos? – Rejestruję mikrowibracje kadłuba o częstotliwości 433 herce – odpowiedział spokojny głos sztucznej inteligencji. – Źródło zewnętrzne. Nie jest to hałas roboczy instalacji. – Czyli coś uderza w statek? – Olek od razu wyobraził sobie grad drobnych kamyczków z pasa planetoid. – Nie wykrywam kolizji – odparł Bursztyn. – To raczej rezonans. Ktoś lub coś sprawia, że poszycie „śpiewa”. Fiszbin, ich kieszonkowy dron wielkości gruszki, wyłonił się spod poręczy. Miał trzy śmigiełka i parę ciekawskich kamerek. – Mogę spróbować namierzyć węzły wibracji – zabrzęczał wesoło. – Prowadź – powiedziała Lena, a brzmiało to prawie jak komenda kapitańska. Nie bez powodu. Ich mama, kapitan Mira, ufała im bardziej niż większości dorosłych na frachtowcach, ale zawsze powtarzała: „Najpierw obserwuj, potem decyduj”. Poszli za Fiszbinem, który świecił cienką wiązką błękitnego światła wzdłuż korytarza technicznego pierścienia. Przechodzili obok hydroponiki, gdzie rzędy zielonych liści unosiły się w maleńkich bąbelkach wody, pachniało miętą i rozgrzaną gumą. Dalej minęli magazyn narzędzi, w którym w powietrzu leniwie dryfował klucz francuski. Kołysanka narastała, jakby ktoś przykręcał gałkę głośności. – Tu – pisnął Fiszbin, zawisając przy drzwiach do hangaru numer dwa. – Najmocniej drży. Lena dotknęła dłonią ściany, czując pod palcami cichutkie, uporządkowane mrowienie. Olek pochylił się do wąskiego, trójkątnego okienka serwisowego. Z zewnątrz, na tle czerwonych pasm mgławicy, mignęło coś jasnego, cieniutkiego jak włos. – Widzisz? – szepnął. – Jak nić pajęcza. Lena przywarła do szybki. To „coś” wyglądało jak srebrzyste włókno, niemal niewidoczne, dopiero gdy poruszało się pod odpowiednim kątem, chwytało światło i rozbłyskiwało. Było przyczepione do poszycia, napięte jak struna. Drżało w rytmie kołysanki. – To nie jest nasze – mruknęła. – My nie mamy żadnych linek na zewnątrz. – Nie mamy – potwierdził Bursztyn. – Katalog elementów zewnętrznych nie zawiera takiego obiektu. Ostrzeżenie: wykryto minimalny wektor siły przyłożony do kadłuba. Wartość: 0,02 niutona. Kierunek: ku sektorowi Czerwonej Mgławicy. – Mama musi o tym wiedzieć – zdecydowała Lena i wcisnęła przycisk interkomu. – Kapitanie, mamy… dziwne włókno na poszyciu. I koliber śpiewa. W głośniku zabrzmiał głos Miry, przygaszony odległością i natłokiem zadań. – Odbieram. Nie dotykajcie niczego. Obserwujcie i raportujcie, jestem w maszynowni, autopilot nie lubi mgławic. Bursztyn, loguj każdą zmianę. – Loguję – powiedział Bursztyn. – Dodatkowo: modulacja drgań odpowiada schematowi rytmicznemu… – Tu głos AI zawahał się jak człowiek. – …który pokrywa się z twoją kołysanką, Leno. – Nie żartuj – parsknął Olek, ale już notował w zeszycie: długi, krótki, krótki, przerwa. długi, długi, krótki… – To jak alfabet telegraficzny. Zobacz, powtarza się. Le-na. O-lek. – Spojrzał na siostrę z mieszaniną zachwytu i niepokoju. – Jak to możliwe? Lena nie odpowiedziała. Coś ścisnęło ją w środku. To było tak, jakby mgławica znała ich imiona. – Zewnętrzna kamera numer sześć – odezwał się Bursztyn. – Włączam podgląd na panelu. Ekran nad drzwiami hangaru rozbłysnął. Widzieli swój statek od zewnątrz, jak garbate zwierzę, i delikatną nić rozciągniętą od dziobu do czerni. W Czerwonej Mgławicy nagle wykroił się ciemniejszy korytarz – jak gdyby ktoś rozsunął gaz na boki, zostawiając w środku przejście. Koliber, chociaż autopilot trzymał kurs, lekko skręcił, jakby ciągnęła go za sobą niewidzialna ręka. – To wygląda jak ścieżka – wyszeptał Olek. – Ścieżka w chmurze. – Bursztyn? – Lena zacisnęła pięści. – Czy to bezpieczne? – Nie odnotowuję bezpośredniego zagrożenia strukturalnego. – Ton AI pozostał równy, ale dodał: – Zaczynamy wchodzić w region o zwiększonej gęstości cząstek. Zalecam zachowanie ostrożności. Kołysanka, którą słyszeli na początku, teraz rozwinęła się w melodię bogatszą, bardziej złożoną. Nuty zdawały się przenikać przez metal i wnikać w nich jak głębokie oddechy. Fiszbin, poruszony niepokojem, zawisł bliżej Leny, jakby mógł ich bronić przed czymś tak delikatnym jak dźwięk. – Uwaga – przerwał Bursztyn. – Zewnętrzna śluza inspekcyjna: sygnał aktywacji. – Co? – Lena aż podskoczyła. – Kto ją włączył? – Analizuję. Komenda nieautoryzowana. Sygnał przychodzi z… – chwila pauzy, po której wszystko wydawało się jeszcze bardziej nierzeczywiste – …z nici. Na ekranie zobaczyli, jak klapy śluzy inspekcyjnej rozchylają się na zewnątrz. W próżni nie słychać było żadnego stukotu, a jednak Lena wyobraziła sobie jęk metalu. Czerwona limba mgławicy przestała być miękką chustą, teraz przypominała gardło – ktoś zrobił im przejście i czekał, aż wejdą głębiej. – Powiadamiam mamę – powiedział Olek i już znów coś notował, jakby słowa mogły być tarczą. – Fiszbin, nagrywaj wszystko. – Nagrywam – mruknął dron, a jego śmigiełka zamrugały szybciej. Wtedy zobaczyli, że po włóknie przesuwa się punkt światła. Najpierw maleńki, jak świetlik w leśnej trawie. Potem większy. Kształtował się w coś bardziej wyraźnego – coś, co przypominało skrzydlak od klonu, tylko ze szkła i gwiezdnego pyłu. Obracał się, płynny i pewny, sunąc prosto do otwartej śluzy. – To nie jest skała – stwierdził Olek, jakby do kogoś innego niż siostra. – I to nie jest sonda, przynajmniej żadna z katalogu. – Wejście w strefę ciszy optycznej – odczytał Bursztyn. – Odbicia światła spadają. Uruchamiam filtry. Obraz przygasł, ale kształt rozjarzył się wewnętrznym blaskiem. Lena poczuła, jak jej serce zaczyna grać tę samą melodię co kadłub. To było dziwne i piękne, ale też tak bardzo nowe, że aż trochę bolało. Fiszbin zamilkł, jakby i jego, małej maszyny, ogarnęło zdumienie. Skrzydlak zatrzymał się tuż przed szybą serwisową. Delikatnie uderzył o niewidzialny próg pola siłowego, rozwinął się szerzej, jak kwiat otwierający płatki. Po jego powierzchni przebiegły linie, ułożyły się w trzy okręgi jeden w drugim. Olek nabrał powietrza. – Widziałem to w książce o planetach – wyszeptał. – Harmonii… – Nie kończ – przerwała mu Lena. – Słuchaj. Kołysanka nagle przerwała. W tej ciszy, gęstej jak krem, usłyszeli pojedyncze uderzenie. Potem drugie. Nie było wątpliwości: ktoś lub coś pukało od zewnątrz w sam środek szyby, dokładnie tam, gdzie stała Lena. – Lena… – Olek odsunął się o krok. – Może… Nie zdążył dokończyć. Skrzydlak poruszył się raz jeszcze. Jego powierzchnia rozszczepiła się na włosy światła, które zaczęły układać się w znak, jakiego nikt na Kolibrze jeszcze nie widział. W tej samej chwili wszystkie lampki w korytarzu zamigotały, a głos Bursztyna zabrzmiał trochę ciszej, jakby i on ściszył oddech: – Obiekt nawiązuje… Światło uderzyło przez szybę jak fala, zatrzymując się o centymetry od twarzy Leny. Znak, który powstawał, właśnie kończył się rysować.


Author of this ending:

Age category: 8-12 years
Publication date:
Times read: 8
Endings: Zero endings? Are you going to let that slide?
Category:
Available in:

Write your own ending and share it with the world.  What Happens Next?

Only logged-in heroes can write their own ending to this tale...


Share this story

Zero endings? Are you going to let that slide?


Write your own ending and share it with the world.  What Happens Next?

Every ending is a new beginning. Write your own and share it with the world.