Did You Know?

Dyniowa Mapa Trzynastej Uliczki


Dyniowa Mapa Trzynastej Uliczki
W Brzezinach jesień pachniała pieczonymi kasztanami, mokrymi liśćmi i cukrową watą. Na rynku lampki w kształcie dyni mrugały pomarańczowo, a stoiska z obwarzankami przeciągały smakowitym zapachem. Nad wszystkim górowała Wieża Zegarowa z czarnymi wskazówkami, które zawsze zdawały się lekko spóźnione względem wiatru. Lena miała jedenastkę na karku, latarkę w kieszeni i tyle piegów, że mogłaby nimi narysować mapę nieba. Obok niej szedł Igor, o rok starszy, z notesem w kratkę i ołówkiem, który nie lubił się tępić. Z przodu podskakiwał Hops, biało-brązowy pies o uszach jak skrzydła i nosie, który zawsze wiedział, gdzie dzieje się coś ciekawego. „Cukierek albo psikus!” rozbrzmiewało z każdej strony. Dzieci w pelerynach, kapeluszach i maskach przemykały między straganami, a dorośli uśmiechali się, jakby na chwilę mogli znów być w piątej klasie. Lena i Igor mieli już kieszenie pełne landrynek, kiedy Hops nagle zatrzymał się tak gwałtownie, że aż napięła mu się smycz. Na progu księgarni „Pod Kapturkiem Sowy” stała dynia. Nie miała typowej, postrzępionej buźki. Zamiast tego ktoś wyciął w skórce sieć linii i kropek, jakby to był plan ulic. W środku migotało zielonkawe światełko, jak z butelki po limonce. Księgarnia była zamknięta, lecz dynia parowała lekką mgiełką, którą wiatr układał w cienkie nitki. Igor kucnął i cmoknął na Hopsa, żeby przestał szczekać. „Patrz” – szepnął do Leny. – „To wygląda jak rynek. Tu fontanna, tu piekarnia pana Łasucha… tylko że jest jeszcze jedna uliczka. Widzisz? Taka wąziutka, jak kreślona ostrym paznokciem.” Lena przyłożyła dłoń do gładkiej powierzchni dyni. Skórka była ciepła, a linie wydawały się głębsze, niż wyglądały. Na dole, tuż obok wycięcia przypominającego kształtem Wieżę Zegarową, wyryto słowa: „Gdzie milknie dwunaste, tam szukaj trzynastego.” „To jakaś wskazówka” – stwierdził Igor, zapisując zdanie w notesie. – „I… chyba ktoś zrobił to specjalnie. Dla kogoś, kto potrafi patrzeć.” „Albo dla nas” – Lena uśmiechnęła się krzywo, choć czuła, że między łopatkami przechodzi jej dreszcz chłodu. – „Pamiętasz, co opowiadał pan stróż z ratusza? Że kiedyś, dawno temu, zegar uderzył trzynasty raz. A podobno Wieża to nie tylko wieża.” Hops zawarczał niespodziewanie miękko, jakby coś chciał wyrazić, ale nie był pewien, czy wypada. Na rynku gwar wciąż był wesoły, lecz tu, przed księgarnią, panował cień. Lena rozejrzała się i wyjąła telefon. „Napiszę do mamy, że jesteśmy przy wieży” – powiedziała. – „Nie chcę, żeby się martwiła.” Wysłała krótkiego SMS-a. Igor zrobił to samo, dodając końcówkę: „Jeszcze 15 minut”. Z mapą-dynią w rękach (bo inaczej nie potrafili jej teraz nazwać) ruszyli w stronę Wieży Zegarowej. Hops prowadził, stawiając łapy pewnie jak przewodnik po dobrze znanym szlaku. Kiedy znaleźli się przy murze, zaułek po lewej wydał im się węższy, niż pamiętali. Nazywano go Zaułkiem Znikającego Kota, bo dawniej podobno znikały w nim parasole i pojedyncze rękawiczki. Teraz znikał w nim też wiatr. Lena porównała wycięty plan z prawdziwymi kamienicami. Linia, którą Igor nazwał „dodatkową uliczką”, prowadziła prosto do narożnika u podstawy wieży. Tam, na wysokości kolan, kamienna płyta miała rysę tak cienką, że trzeba było się nachylić, by ją dostrzec. Tuż obok ktoś zaznaczył na murze mały znak – kółko z kreską, identyczny z tym, który świecił w dyniowym wzorze. „Przyłóż dynię” – poprosił Igor, dmuchając gorączkowo na zziębnięte dłonie. – „Może… nie wiem, może to się dopasuje.” Lena przycisnęła dynię do muru. Zielonkawe światło w środku przygasło, jakby brało oddech, po czym przesunęło się, trafiając idealnie w rysę. W tym samym momencie na rynku rozległo się pierwsze uderzenie zegara. Hops uniósł uszy, a Lena poczuła, jak szyba latarki chłodzi jej dłoń. Raz. Dwa. Trzy. Bijący zegar brzmiał poważniej niż zwykle, jak głos kogoś, kto opowiada historię i nie chce, by mu przerywano. Cztery. Pięć. Sześć. Na siódmym nad rynek napłynęła smuga mgły i przytuliła się do latarni. Osiem. Dziewięć. Dziesięć. Jedenaste… dwunaste. A potem nastała cisza. Taka, która wydaje się większa od dźwięku. Lena trzymała dynię, Igor patrzył na rysę w murze. Hops nie szczekał, tylko lekko popiskiwał, jakby słyszał coś, czego ludzkie uszy jeszcze nie łapią. „To by było na tyle” – wyszeptał Igor, choć wcale nie brzmiał przekonująco. I wtedy, z opóźnieniem, które nie powinno się wydarzyć, zegar wydał jeszcze jedno uderzenie. Trzynaste. Z murów posypał się drobny pył. Rysa rozjarzyła się ciepłym światłem, jak kreska świecąca na ciemnym szkicu. Dynia w dłoniach Leny zatrzepotała płomieniem; na mapie-wycięciu pojawiła się nowa kropka – dokładnie tam, gdzie stali. Kamienna płyta drgnęła i zaczęła się wysuwać, milimetr po milimetrze, jakby ktoś pchał ją od środka. Powiało chłodem, ale nie tym zwykłym, listopadowym. To było jak oddech biblioteki schowanej pod ziemią: zapach papieru, kurzu i cynamonu, wymieszany z czymś, co przypominało mokry mech. „Słyszysz?” – zapytała Lena, choć bardziej czuła, niż słyszała, szelest. Coś jak przewracane strony. Coś jak kroki na dalekim schodku. Coś jak cichy śmiech, który nie był ani straszny, ani wesoły. Hops stanął twardo, ogon zatrzymał mu się w pół machnięcia. Jego pysk wyrażał to samo pytanie, które mieli w oczach Lena i Igor: co teraz? Lena podniosła latarkę i posłała snop światła w szczelinę. W głębi zamigotał metal – wahadło? a może rękojeść małej latarni? Światło odbiło się od czegoś okrągłego i zatańczyło po ich butach. „Halo?” – powiedział Igor, głosem, który miał być pewny, ale komu by się to udało. – „Jeśli ktoś tam jest… nie przyszliśmy przeszkadzać.” Odpowiedziała cisza. I tylko… no właśnie, nie tylko. Z dołu dobiegł krótki dźwięk, jakby ktoś delikatnie stuknął metalem o metal. Raz. Potem drugi, trzeci – niespieszny rytm, który układał się w coś na kształt zaproszenia. Płyta cofnęła się jeszcze na grubość dłoni. W szczelinie zamigotał cień. Lena położyła dynię na ziemi. Wzór na jej skórce zmienił się i wyglądał teraz jak wirowanie liści w studni. Igor odruchowo ścisnął ołówek tak mocno, że zostawił sobie na palcu czerwoną kreseczkę. Hops wziął wdech, jak robią to psy, które już postanowiły, że będą pilnować. „Na trzy zajrzymy” – szepnęła Lena, żeby dodać sobie odwagi. – „Raz…” W tej samej chwili coś po drugiej stronie dotknęło zamka od wewnątrz. Usłyszeli wyraźny szczęk. Klucz, którego nie widzieli, przekręcił się sam.


Author of this ending:

Age category: 8-12 years
Publication date:
Times read: 5
Endings: Zero endings? Are you going to let that slide?
Category:
Available in:

Write your own ending and share it with the world.  What Happens Next?

Only logged-in heroes can write their own ending to this tale...

Download Materials

Download coloring pages and other materials for this story.


Share this story

Zero endings? Are you going to let that slide?


Write your own ending and share it with the world.  What Happens Next?

Every ending is a new beginning. Write your own and share it with the world.